Obserwatorzy

sobota, 27 czerwca 2015

Nie zapominaj być szczęśliwym.

Wczoraj był ten dzień, w którym się wydarzyło coś, co przypomniało mi, że nie wolno zapominać o tym, żeby być szczęśliwym i cieszyć się każdą chwilą, dobrą chwilą...


Właściwie co to jest szczęście? Zdany egzamin na prawo jazdy, dyplom ukończenia studiów, nowy samochód? A może uśmiech Twojego dziecka, zdrowie, odwzajemniona miłość ukochanego? Każdy chyba powinien sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.


Ja zacytuję słowa Phila Bosmansa:

"Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka
nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś,
jak potrafimy być nimi jutro?

Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie,
jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia.
Wyjdź mu naprzeciw.
"

wtorek, 23 czerwca 2015

Tata.

Dzisiaj Dzień Ojca. Z tej okazji chciałabym poświęcić ten post tacie mojego dziecka.

Źródło
Lili ma wspaniałego tatę. Nie, nie jestem pijana ani nie piszę tego posta pod presją męża. :-) Oczywiście są momenty, gdy z mężem nie zgadzamy się co do pewnych zasad wychowywania dziecka, ale w znakomitej większości mówimy jednak "jednym głosem". To mnie niezmiernie cieszy, bo wiem, że mogę na niego liczyć, a Lila musi respektować nasze wspólne zdanie, a nie któregoś z nas osobno. Jeśli nie zgadzam się na kolejnego cukierka, mąż również się nie zgadza. Gdy proszę o posprzątanie zabawek, wtedy Lila nie znajdzie ratunku u taty, bo też zwróci jej uwagę, że zabawki muszą być pozbierane.

Od początku tata Lili bardzo angażował się w jej wychowywanie. Wstawał w nocy, gdy była malutka. Przewijał ją i podawał mi do piersi. Nie zapomnę, kiedy to jednej nocy zmieniał jej pampersa, a ona akurat wtedy strzeliła na niego ogromną kupę. Dosłownie - strzeliła! Mąż okakany burczał coś pod nosem, a ja zwijałam się pod kołdrą ze śmiechu.

Mężowi nigdy nie było obojętne to w co ubrana jest nasza córka. Niejednokrotnie wybierał jej sukienki, buty, a nawet spinki do włosów. Często nieporadnie robi jej kucyki albo zaplata warkocze. Lila nawet woli, gdy tata ją czesze, bo podobno robi to delikatniej. :-)

Uwielbiam patrzeć, gdy razem bawią się na podłodze, układają puzzle albo klocki. Mąż czyta jej bajki, bawi się w chowanego, biega z nią po całym mieszkaniu i krzyczy razem z nią jak rozwydrzony dzieciak. Ta mała Lila, ta jego mała córeczka to cały jego świat. Widać to na pierwszy rzut oka. A ja jestem szczęśliwa, że Lili ma tak cudownego TATĘ. No i czasem chwilę dla siebie... ;-)

niedziela, 21 czerwca 2015

Chłopiec w pasiastej piżamie

Jakiś czas temu przypadkiem obejrzałam w telewizji film "Chłopiec w pasiastej w piżamie". Nie pierwszy raz zresztą. Po raz kolejny wzbudził we mnie ogromne emocje i łzy. W związku z tym postanowiłam kupić książkę, na podstawie której powstał film.

Książka, której autorem jest John Boyne, ukazuje dwa światy. Świat SS-manów, w którym nie ma powodów do zmartwień, śpi się w trzypiętrowym domu w czystej pościeli, na obiad podadzą kaczkę, a przy kolacji śmieją się, pijąc wino z kryształowych kieliszków. Dzieci cieszą się dzieciństwem, bawiąc się lalkami i huśtając się na oponie. Za kolczastym drutem świat NIE-LUDZI, którzy ubrani w pasiaste piżamy, smutnymi oczyma wpatrują się w ziemię. Nad wyraz chude dzieci, których buzie są szare i ponure, nie mają do zabawy piłki czy skakanki. Resztkami sił ciągną ciężkie taczki, płacząc, bo nie mogą znaleźć rodziców.

Być może książka ta nie została napisana wyszukanym językiem, lecz trochę infantylnym, z licznymi powtórzeniami. Być może autor powinien lepiej dobrać słowa, bo przecież Bruno nie był narratorem. Jednak czytając tę książkę ma się wrażenie, że tam jesteśmy. Lektura Boyne'a wzbudza emocje: wzruszenie, współczucie, poczucie niesprawiedliwości i pogardę dla złoczyńców. Z książki płynie też morał, że nie ma ludzi lepszych i gorszych. Ani wiek, ani pochodzenie, ani też pozycja społeczna nie stanowią o tym, że ktoś jest lepszy. 

Bruno pyta:

"Na czym właściwie polega różnica - zastanawiał się [Bruno]. I kto decyduje, którzy ludzie mają nosić pasiaste piżamy, a którzy mundury?" 

Aż ma się chęć mu odpowiedzieć: "Na niczym Bruno, na niczym..."


Tytuł: Chłopiec w pasiastej piżamie
Autor: John Boyne
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2013
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami

sobota, 20 czerwca 2015

Must have, karmiąc piersią.

Co prawda już dawno przestałam karmić piersią, bo ponad dwa lata temu, ale doskonale pamiętam ten czas. Nie chcę tu rozprawiać o zaletach naturalnego pokarmu, lecz o akcesoriach, które mi wtedy ułatwiły życie. Jak dla mnie to absolutne must have.



Biustonosz(e) do karmienia. Jeśli chcemy karmić piersią, warto je już spakować do torby na poród.

Poduszka-rogal (nie tylko) do karmienia. Nadrzędną jej rolą było to, że podczas karmienia dziecka na siedząco kładłam ją sobie na kolana wzdłuż tułowia. Nie musiałam wtedy zbyt wiele się gimnastykować nad pozycją do karmienia, dziecko spokojnie jadło leżąc, a mnie nie bolały plecy. Poduszkę też wykorzystywałam do tego, aby po prostu się na niej zdrzemnąć. Gdy dziecko było większe też niejednokrotnie na niej spało. 

Wkładki laktacyjne. Zaczęłam ich używać od 18 tygodnia ciąży. Tak, już wtedy leciała mi tzw. siara z piersi i bez wkładek nie mogłam normalnie funkcjonować. Po kilku godzinach miałam po prostu mokrą koszulkę. 

Butelka Closer to Nature (Tommee Tippee). To była pierwsza butelka, z której jadło moje dziecko. Musiałam wprowadzić butelkę, ponieważ byłam wtedy jeszcze studentką i czasem córka musiała zostać z tatą. Obawiałam się, że dziecko odzwyczai się od piersi, więc zdecydowałam się właśnie na tę butelkę. Kształtem przypomina kobiecą pierś i ssanie nie jest takie proste jak w przypadku innych butelek. Bez problemu córka jadła mleko na zmianę z butelki i z piersi. 

Laktator. Polecam tym mamom, które muszą albo po prostu chcą czasem wyrwać się z domu, a nie chcą wprowadzać sztucznego mleka. Ja korzystałam z ręcznego laktatora Avent. Ściągaczka przydatna jest też zaraz po porodzie, np. gdy chcemy pobudzić laktację lub gdy mamy nawał pokarmu. 

Pojemniczki/torebki na mleko. Dla mnie jako matki-studentki rzecz niezbędna. Polecam pojemniczki, np. BabyOno. Można je wykorzystać wielokrotnie, zamrażać, podgrzewać. Posiadają miarkę, więc można odmierzyć ilość pokarmu. Wypróbowałam też torebki, jednak nie byłam z nich zadowolona. Przede wszystkim są jednorazowe, a poza tym często zdarzało mi się rozlać mleko po jego rozmrożeniu, bo są bardzo nieporęczne.

Podgrzewacz. Ja kupiłam jeden z tańszych. Wyjmowałam pojemnik z zamrożonym mlekiem, wkładałam do podgrzewacza, który ustawiałam na 40 stopni i po kilku minutach miałam ciepłe mleko dla dziecka. Uwaga: nie wolno rozmrażać w wyższej temperaturze, bo mleko traci wtedy swoje właściwości.

Fitolizyna na zapalenie piersi. Tak, ta na układ moczowy! To właśnie fitolizyna uratowała mi życie, gdy w piątej dobie po porodzie dostałam zapalenia piersi od nawału pokarmu. Tę śmierdzącą maść niestety zapach jest dość intensywny) nakładałam na piersi i okładałam pieluchą tetrową. Po kilku godzinach już nic nie bolało.

środa, 17 czerwca 2015

Klaps to też bicie.



Przeglądając jedno forum dla mam trafiłam na wątek na temat klapsów. Temat brzmiał: Klaps - tak czy nie? Pierwsza z mam od razu zaprotestowała zdecydowanym NIE. Kolejne też nie były zwolenniczkami. Znalazła się jednak znaczna część, która nie widziała nic przeciwko klapsom. Z badań TNS OBOP przeprowadzonych w 2013 roku wynika, że 60 procent Polaków akceptuje klapsy, a 33 procent uważa bicie za skuteczną metodę wychowawczą. W związku z tym nasuwa się refleksja czy klaps to też bicie.


W naszych czasach kary cielesne były na porządku dziennym i nikt nie narzekał. Czy dwadzieścia, trzydzieści lat temu każdy rodzić lał pasem swoje dzieci? Nie sądzę, a przynajmniej mam taką nadzieję. Owszem, wtedy uderzenie linijką przez nauczyciela czy pasem przez rodzica nie budziło tyle kontrowersji co dzisiaj, ale uważam, że to wynikało z mniejszej świadomości tego co może nieść za sobą przemoc. W często patriarchalnym modelu rodziny to ojciec "pilnował" dyscypliny, a matka nie miała wiele do gadania. Czy nikt nie narzekał? Nie wierzę. Które dziecko byłoby zachwycone tym, że dostał kilka pasów albo chociażby klapsa?

Klaps to nie jest znęcanie się (bicie), to tylko klaps wychowawczy. Ja poproszę w takim razie o wyjaśnienie mi różnicy między klapsem wychowawczym a klapsem vel bicie? Może chodziło o siłę, z jaką dajemy klapsa. Tylko pytanie jak ją zmierzyć - zaczerwienieniem na pupie dziecka? Gdy ślad nie zostanie, wtedy mamy do czynienia z klapsem wychowawczym. Jeśli natomiast pupa jest czerwona jak u pawiana, możemy to nazwać biciem. Już nie wspomnę o dzieciach, które noszą jeszcze pampersy. Przecież w pampersie nie poczuje, a na długo zapamięta, że nie wolno! Nazywajcie sobie to jak chcecie. Klaps to przejaw przemocy. Przemoc to przejaw uprzywilejowanej pozycji wobec słabszego. Koniec i kropka.

Skoro nie rozumie tego co się do niego mówi - w takim razie klaps! Tutaj mamy piękny dowód na bezradność i porażkę rodzica. Dziecko też człowiek, istota rozumna (nawet te maluchy w pampersach). Należy mu tłumaczyć, chociażby tysiąc razy, aż w końcu zrozumie to co chcemy wyegzekwować (najczęściej posłuszeństwo). I za chwilę włączą się obrońcy klapsów, bo "czasem droga od pupy do mózgu jest krótsza niż od ucha do mózgu". Wystarczy sobie odpowiedzieć na jedno pytanie: bijąc demonstrujesz swoją przewagę nad dzieckiem? Owszem, być może fizyczną, tylko i wyłącznie.

Tylko w wyjątkowych sytuacjach. Podstawowe pytanie brzmi: jakie do cholery mogą to być wyjątkowe sytuacje?! Może gdy 1,5-roczne dziecko po raz dziesiąty próbuje włożyć długopis w odtwarzacz DVD? Albo trzylatek nie chce posprzątać pokoju? Czy też pięciolatek uderzył młodszego brata? Bądź dziesięcioletnia uczennica przyniosła kolejną dwójkę z matematyki?

Często rodzic daje dziecku klapsa, gdy nie potrafił wyznaczyć mu granic, zazwyczaj pod wpływem emocji, np. gdy dziecko kładzie się na środku sklepu i wrzeszczy, bo mama nie kupiła lizaka. Zastanawiające jest jednak jak dorosły człowiek - ojciec czy matka - mają wyznaczać granice dziecku, skoro sami nie znają granic? To właśnie klaps powinien być tą granicą, bezwzględną i absolutną, której nie wolno przekroczyć. Próbując wpajać zasady dziecku, sami się do nich także stosujmy.

Zgodzę się z tym, że klaps powstrzymuje dziecko przed zrobieniem czegoś. Jednak to nie jest tak, że dziecko zrozumiało swój błąd. Nie zrobi tego więcej ze strachu, bo znowu dostanie w dupę.

Oczekujesz szacunku od córki czy syna? Okaż mu go! Nie bij, postaw granice, bądź konsekwentny!

wtorek, 16 czerwca 2015

Start!

No to zaczynam. Jako mama trzyletniej córki rozpoczynam tego bloga. Chciałabym podzielić się swoimi przemyśleniami odnośnie wychowywania dzieci, ale nie tylko. Matka to nie tylko matka. To także kobieta, żona, pracownik, przyjaciółka, siostra...

Od chwili ujrzenia dwóch kresek na teście życie zaczyna kręcić się wokół tego małego stworzenia. Jednak na tej karuzeli są jeszcze inni ludzie, inne sprawy...